poniedziałek, 13 listopada 2017

Tani komp do linuxa - desktop single board

Opcja 2 kompa stacjonarnego do biura: komputery "single board", czyli wszelkie Orange Pi, Raspberry Pi, Rock 64, Odroid i cała masa innych. Nad tym segmentem zatrzymam się nieco dłużej, bo w sieci jest pierdyliard poradników jak zrobić z raspberry Pi świecące lustro, robota, nawadniacz ogródka, ale jak zrobić z takiego kompa sensownego desktopa, to już nie. Także spodziewajcie się więcej artykułów o single boardach tu na blogu.

Od razu przejdźmy do gęstego:

Single Board - dlaczego tak:


1. Są tanie po raz pierwszy. Cały komp można kupić za 10 - 15 - 20 USD z WIFI, 1GB RAM (coś ze stajni Orange Pi), względnie dobrym prockiem (na pewno wystarczającym do aplikacji biurowych). Jak masz więcej hajsu, to zapewne świetnym wyborem będzie nowość ze stajni "Pine64", czyli "Rock64". Zapewne, bo ma dużo świetnych recenzji w necie, ale ja jeszcze swojego nie testowałem, dopiero do mnie leci. To nieco więcej hajsu, to 45 USD plus przesyłka.
Co w zamian? 4 rdzeniowy procek 1,8 GHz, 4 GB ram. Do biura powinno wystarczyć (słabsze też mi wystarczają, więc czemu nie?).
2. Są tanie po raz drugi: po prostu wsuwają mało prądu. Ja swoich SBC na ogół w ogóle nie wyłączam, 3 chodzą w zasadzie non - stop, chociaż nie wszystkie są biurowymi desktopami. Wzrostu rachunków za prąd jakoś nie zauważyłem...
3. Są małe. Ja swoje na ogół dopinam na trytytkach z tyłu monitora.
4. Da się je rozbudować o peryferia. Dopiąć twardy dysk, kamerkę, czytniki kart, pendrive-y.
5. Mają mnogość systemów operacyjnych, coś wybierzesz dla siebie. Ja na ogół lubię OS-y oparte na plikach Debiana i takich systemów jest całkiem sporo. Ładny wizualnie jest Ubuntu Mate (w dodatku tak prosty, że... winda 10 się kryje...), nieco mniej fajny Lubuntu (na ogół także dostępny na daną płytkę), ale totalnym czadem IMO jest ARMbian. Jest to ultralekki system, działający w trybie graficznym, domyślna przeglądarka to Chromium, domyślny pakiet biurowy "LibreOffice" (chociaż na starcie jest chyba tylko "Writter", a resztę trzeba doinstalować). Można sobie doinstalować pakiecik, który instaluje w tle sterowniki do drukarki po jej podłączeniu, albo jak używasz tylko jednej, to możesz ją sobie zainstalować przez CUPS-a (szczególnie jak masz HP-ka do druku, co do reszty się ostrożnie nie wypowiem).
Osobną opowieścią obdarzę kiedyś OS Android, który także na ogół można zainstalować na swoim SBC. Wbrew pozorom Android może być nawet lepszym OS-em do biura, niż opisane wyżej "Debianopochodne". Ale to kiedy indziej o tym.
6. Można dowolnie zmieniać systemy operacyjne. Na ogół do SBC system ładujesz na kartę Micro SD, nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś miał tych systemów kilka dla każdego kompa. Pracujesz na Ubuntu Mate, wyłączasz kompa, zmieniasz kartę z systemem, na na przykład Androida, boot-ujesz i jesteś na tym samym kompie w Androidzie.
7. Byłbym zapomniał: Są tanie po raz trzeci (i ECO-Friendly). Nawiązując do p. 4: dysk może być z "Recyklingu", kamerka, czytnik kart to samo. A najlepszym ficzerem IMO jest zapinanie starych monitorów i starych głośników, na ogół trzeba przejściówkę HDMI-VGA+JACK, ale to koszt 20 zeta). Nawet jak musisz kupić monitor, to używka 17-19 cali spokojnie jest do nabycia za poniżej stówki, możliwe, że uda Ci się wyrwać od razu monitor z głośnikami zabudowanymi, co wydatnie zmniejsza ilość rzeczy na biurku.
8. Są tanie (i bezpieczne) po raz czwarty. Jest świetny ficzer do single boardów: UPS w wersji "zrób to sam". Żółci mają takie moduły bateriowe dla kompów typu Raspberry Pi, zasilanie wchodzi do modułu, a dopiero z modułu idzie po kablu USB do komputera. Jak zabraknie zasilania, to sam komputer i zapisana na nim praca nie idą się "je**ć", w zależności od pojemności baterii może sobie komputerek poczekać nawet kilkadziesiąt godzin do powrotu zasilania. A Ty nie siwiejesz z powodu utraty efektów pracy z akurat najbardziej zawodowo płodnych 5 minut życia. Ew. możesz zamiennie zapiąć któryś s dedykowanych monitorków 3,5-7 cali, zasilanych z USB komputerka i dokończyć pracę. Zamiast tego UPS-a od żółtych, nawet na polskim Allegro można nabyć obudowy do powerbanków "DIY" na baterie 18650. Jakby ktoś nie wiedział, to takie baterie można wyciągnąć z padniętych akumulatorów laptopa, na ogół nie wszystkie są zajechane, z reguły jedna - dwie są problemem, reszta działa. W takim wypadku pojemność twojego "UPS" - a ograniczona jest tylko przez twoją kreatywność i zdolność zdobywania ogniw 18650.
9. Są "hackowalne". Nie mam tu na myśli pisania skryptów shella, bo sam się na tym nie znam. Ale jest znowu fajny ficzerek w postaci "sprytnego gniazdka", takiego, w którym  możesz puścić prąd przez sygnał z WIFI. Jak to działa: mam w telefonie aplikację sparowaną z gniazdkiem, które działa pod kontrolą sieci WIFI w biurze.  Do tego gniazdka jest podłączony zasilacz z komputerka jednopłytkowego. Te kompy włącza się po prostu przez włączenie ich do prądu :-)
I tak jadę sobie do biura, stoję na światłach, więc z appki z telefonu puszczam sygnał, żeby gniazdko w biurze dało już prąd na mojego kompa, przychodzę do biura i nie muszę już czekać na wystartowanie systemu (które i tak na ogół trwa około 20 sekund, a przypadku ARMbiana 10), bo komp już działa. Dodatkowo mogę sobie ustawić od razu ładowanie się programów startowych, co już może dać mi oszczędność kilku minut czasu (a jak się mega spieszysz i wpadasz do biura tylko, żeby coś druknąć, te kilka minut może Ci uratować tyłek).
10. Są "recyklingowalne". O co chodzi: mam kilka SBC z 512 MB ramu, to jest mało, nawet jak na system ARMbian (tzn. sam system nie, ale puść Chromium z kilkoma ciężkimi stronkami, to zobaczysz). Pomału skłaniam się już ku twierdzeniu, że 1 GB RAM to dość mało.... Co więc z takimi płytkami? Spokojnie możesz sobie na nich postawić jakiś dysk sieciowy działający bez monitora, niewymagającą energetycznie stację do torrentowania, dla mnie zajebistym rozwiązaniem jest serwer Google Cloud Print, dzięki któremu nie muszę przekładać co chwila kabli pomiędzy kompami, drukować mogę na drukarce z dowolnego systemu operacyjnego, wystarczy, że mam w nim chrome / chromium. No i dzięki takiemu serwerowi nawet drukara bez wifi może drukować po wifi (nie wspomnę już, że można przywrócić do życia i wygodnego użytkowania mega stare drukary, lub jakieś za parę zeta z OLX-a, nie mające topowych ficzerów).
Inną opcją "recyklingu" jest załadowanie systemu operacyjnego z emulatorem jakiejś konsoli do gier retro i użycie takiego kompika jako sprzęt do rozrywki (zawsze to coś lepiej, niż wyrzucić i zaśmiecić środowisko).
11. Są tanie po raz piąty. Na SBC z reguły soft jest darmowy, a jeśli nie jest, to ceny wahają się w okolicach 1-30 USD za licencję, przy czym 30 (chyba) USD jest za emulator środowiska i386, ExaGear, którego nie każdy po prostu potrzebuje (ja niestety tak).
Porównajcie to z licencją na Windę 10, albo MS Office (tak, wiem, że można przypiracić, ale ja się w takie rzeczy nie bawię, w razie kontroli nie mam zamiaru totalnie osiwieć i zjeść wszystkich paznokci).

Single Board - dlaczego nie:


1. Są drogie. Tak. Nie wszystkie, ale taki na przykład Raspberry Pi 3B za to co oferuje, jest drogi w cenie 36 USD (i paradoksalnie jest najbardziej znany). Są także inne platformy, chyba Odroid jest nienaturalnie drogi w porównaniu z tym, co oferuje. Generalnie do zastosowań biurowych celuj w platformy: Orange Pi, Pine64 / Rock64, zawsze z założeniem, że kupujesz kompika z największą dostępną ilością RAM dla danego modelu.
2. Systemy operacyjne mogą mieć różne błędy. Nie jest to reguła i mnie się w zasadzie nie zdarzają, ale ogólnie linuxy cierpią z takiego powodu, że daną dytrybucją zajmuje się jedna - kilka osób. Przykładowo za taki świetny moim zdaniem OS Armbian odpowiada chyba tylko jeden deweloper (a na każdy rodzaj komputera jednopłytkowego trzeba zbudować system operacyjny od nowa, system, który działa na Raspberry Pi nie będzie działać na Pine64 i odwrotnie)...
3. Przegrzewają się. Jest na to rada: zastosować chłodzenie w postaci albo bardzo dużego (w stosunku do komputerka) radiatora w opcji pasywnej, albo chłodzenia aktywnego z małym wiatraczkiem. Obie działają, ale trzeba trochę porobić eksperymentów, która jest optymalna. Mocno grzeją się komputerki Orange Pi, oraz Pine64, czyli akurat te, które za swoją cenę oferują najwięcej. Ale chyba każdego stać, żeby dołożyć 1-2 USD za sporawy, pasywny radiator?
Zresztą,  w porównaniu ze starymi laptopami na prockach CELERON, to przegrzewanie się single boardów to i tak poziom zimy arktycznej.

Tutaj taka ciekawostka, że najprostsze chłodzenie cieczą w SBC, to zanurzenie całego komputerka w naczyniu z glikolem :-)

Podsumowanie:

Moim zdaniem komputerki jednopłytkowe przez swoją uniwersalność, oraz możliwość rozbudowy o dodatkowe moduły, są przyszłością biur. Już teraz za śmieszne pieniądze można w biurze postawić taką maszynę, która przebija niejednego peceta biurowego z windowsem. Możliwości recyklingu i mały pobór prądu sprawia, że jest to po prostu dobra inwestycja.

niedziela, 12 listopada 2017

Tani komp do linuxa - desktop blaszak

Co jest IMO najlepsze w linuxie?

Masz nowy komp - dopasujesz do niego dystrybucję, może być graficznie wypasiona, chociaż moim zdaniem 3 distro są wszystkim,  co możesz jako "zwykły" user kompa chcieć:
- cięższa: Ubuntu (IMO Lubuntu, czyli odmiana ze środowiskiem LXDE wcale nie jest taka lekka)
- średnia: Linux Mint ze środowiskiem XFCE, lub Mate
- lżejsza (nie mylić z lekka dystrybucja na stare kompy) Ubuntu ze środowiskiem graficznym Mate.

Znalezione obrazy dla zapytania linux old desktop pc

Masz staruszka - też dopasujesz do niego dystrybucję.
Tutaj niezmiennie jestem zwolennikiem linuxów Puppy, z których najlepszy, nawet na wiekowe kompy jest puppy Tahr (ku mojej uciesze znowu przeszedł w dystrybucję rozwijaną, jest już chyba wersja 6.06, którą najpewniej na dniach wypróbuję).

Desktop, inaczej pecet.

Opcja 1: "blaszak".
Tak, wiele osób ma  w domach jakieś stare blaszaki.
Nie nadają się zbytnio do gier, ale taki linux mint z powodzeniem leci na karcie graficznej 64 MB w laptopie, więc jak masz 128  MB w starym pececie, z pewnością Cię nie zawiedzie.

Plusy blaszaka:

1. Najczęściej jest już gdzieś w domu, trzeba tylko do niego trochę pracy.
2. Można go nieco rozbudować tanim kosztem: Dołożenie RAMu to koszt max 100 (chyba, że od razu celujesz w 8-16-32 GB RAM) i tu sugeruję dokupić jedną kość "na zapas", jeśli kupujesz używki (a raczej, bo do starych kompów ciężko znaleźć nowe części).
Druga rozbudowa, wymagająca już nieco więcej poszukiwań w necie, to zmiana procesora. Intele Core 2 Duo, które są na ogół więcej, niż wystarczające do kompów biurowych, można kupić za 10 zeta używane, lub nówki za około 50-100 PLN. 2 rdzeniowy procesor z taktowaniem ponad 3 GHz spokojnie pociągnie wszystkie wymienione dystrybucje, a także bez "lagów" poleci z programami do obróbki grafiki, filmów itp.
Trzecia opcja, najmniej pewna: dysk SSD. Wcześniej w którymś arcie napisałem, że SSD w starym kompie może nic nie dać (jeśli ma stare złącze SATA). Cóż, moja pomyłka. Coś tam jednak daje, tylko miałem niezbyt wyszukane SSD-ki, jak kupiłem markową używkę, mój laptopik nieco  się przebudził.
Chcesz rozbudowywać.zacznij od RAMu, bo to najprostsze i niemal zawsze daje efekty. Potem procek, bo jest tani, wymaga więcej pracy, ale efekty będą także bardzo widoczne. Na samym końcu SSD, raczej tylko jako magazyn na pliki systemu i programów, "normalne" pliki możesz trzymać na starym HDD-ku.
3. Dają się rozbudować. Generalnie jak masz nieco lepszą kartę grafiki, możesz sobie do niego zapakować tuner TV (jeśli w domu nie masz telewizora), dorzucić drugą kartę grafiki i podłączyć do niej drugi monitor (niewiarygodnie wygodne rozwiązanie, nawet w zwykłym biurze!!!).
4. Mają mnogość zastosowań, jeśli nie martwi Cię emisja ciepła i hałasu, oraz nie przeszkadzają Ci rachunku za prąd, możesz z niego także zrobić lokalny magazyn plików, centrum rozrywki i nawet centrum gier typu "retro" (przez jakieś emulatory Amigi i innego retro sprzętu gamingowego).

Minusy blaszaka:

1. Zajmuje dużo miejsca. Nie każdy je ma, albo chce przeznaczać na szumiące pudło.
2. Zbiera generalnie dużo kurzu i syfu, sądzę, że przez chłodzenie aktywne (wiatraki wciągają wszystko co popadnie).
3. Żrą dużo prądu (np. w porównaniu z laptopami), więc są idealnym wyborem w biurze, jeśli nie masz osobnego licznika prądu w biurze, albo na pracę typu: włączam, pracuję i wyłączam. Na pewno nie na włączenie na 24h.
4. Kupowanie blaszaka to IMO totalny bezsens do biura, biorąc pod uwagę ceny laptopów używek, które możesz spakować i zabrać do domu. No chyba, że kompa używasz tylko w biurze i chcesz kupić kompa o dobrych parametrach za nie więcej, niż 200 PLN. Dalej jednak na ogół zostaje problem prądożerności.

Podsumowując: blaszak  owszem, jeśli go masz. Jeśli nie, to raczej nie kupuj, są tańsze rozwiązania.

poniedziałek, 6 listopada 2017

Linux w biurze - rozwiązanie problemów z edycją dokumentów

Wcześniej napisałem, że do wyboru masz różne alternatywy do MS Office, od bardzo kompatybilnych, do niezbyt.

Były to w kolejności:
WPS Office, LibreOffice i Google Docs.

Podobny obraz

Jak zrobić, żeby dokumenty wymieniane pomiędzy tymi pakietami i MS office (i pomiędzy nimi) nie ucierpiały (nie traciło się formatowanie, układ stron itp.)?

Źródła problemu.

Problematyczne są:
1. Stopki (w WPS tekstowe stopki się rozjeżdżają i tracą formatowanie).
2. Znaki wodne (Libre i Gdocs źle je czytają, generalnie są z tym ogromne problemy).
3. Tabele (w pewnym stopniu każdy z pakietów ma z nimi problemy).
4. Czcionki (nie każdy pakiet ma Calibri i inne czcionki właściwe dla MS Office).
5. Grafika i podpisy do zdjęć.

Rozwiązania -  kolejno:

1. Można zastosować stopkę w postaci grafiki - nie rozjedzie się, można w niej upchnąć jakiś branding (logo, hasło). I zawsze będzie wyglądać tak samo. To rozwiązanie łyka bezboleśnie każdy z pakietów.

2. Warto zrezygnować ze znaków wodnych. Ja sam stosowałem je dla:
2.1. Brandingu (teraz tę funkcję pełni stopka - obrazek).
2.2. Ochrony treści przed kopiowaniem. Obecnie to nie działa, nawet OCRy na interfejsie webowym (patrz pdfcandy) spokojnie sobie radzą z tekstem napisanym na znaku wodnym. Więc już nie ma to uzasadnienia.
Ja zrezygnowałem też ze znaku wodnego, bo konsumował mi hektolitry kolorowego tuszu.

3. Unikać tabel jak tylko można. Mnie udało się wyeliminować niemalże wszystkie, a te, które musiały zostać, uprościłem do kilkukomórkowych, z którymi całkiem sprawnie nawet Gdocsy sobie radzą.

4. Każdy pakiet ma Times New Roman i Ariala z polskimi znakami. Pierwszy do typowo biurowych doxów jak znalazł, drugi idealny do dokumentów technicznych.

5. Problem właściwie stanowi otaczanie grafiki tekstem, bo różne pakiety różnie to interpretują i z tego powodu najbardziej się rozjeżdżają w dokumentach obrazki. Drugi problem, to podpisy zdjęć, wykresów, szkiców. Jeśli robisz je z użyciem textboxów, te mogą się dość mocno rozjeżdżać, lub lądować w ogóle w innej sekcji dokumentu.
Rozwiąznie:
Otaczanie grafiki ustawić na "góra i dół" - wokół zdjęcia nie ma żadnego tekstu, jest tylko powyżej i poniżej.
Podpisy: jako zwykły tekst italikiem pod obrazkiem.
Tak, wiem, że wtedy średni dokument urośnie z 8 do 10 stron, ale za to ile oszczędzisz sobie nerwów? A kartki w końcu nie są aż takie drogie :-)

Jak widzisz, 5 problemów edycji rozwiązanych, zastosuj 5 reguł tworzenia dokumentów i jesteś niezależny od dostawcy softu biurowego.

sobota, 4 listopada 2017

Linux w biurze - ranking kompatybilności - Google Docs

Numer 3 dla nie chcących, lub nie mogących używać pakietu biurowego Microsoftu.

Znalezione obrazy dla zapytania google docs

Google docs, czyli pakiet biurowy zintegrowany z Gmailem, Google Drive i innymi ciekawostkami z Google'a.

1. Co cieszy?
1.1. Prosta edycja, jak znasz pakiet MS to raczej się odnajdziesz w Gdocsach.
1.2. Niezbyt rozbudowane menu. Daje radę, można stworzyć całkiem dobrego doxa, nawet nie mając pakietu biurowego na kompie. Szczerze, to niektóre edytory przesadzają z ilością opcji formatowania tekstu.
1.3. Wspólna edycja. Dokument może edytować kilka osób jednocześnie i nic się z tego tytułu nie zepsuje.
1.4. Interfejs webowy i integracja z Gdrive powoduje, że uniezależniasz się od konkretnego komputera. Na dowolnym kompie z netem logujesz się na konto Google i włala.
1.5. Fajna integracja z narzędziem gugla do rysowania. Jeszcze nigdy nie tworzyło mi się tak prosto wielowarstwowych stron tytułowych.
1.6. Wyszukiwanie grafiki z poziomu edytora w różnych miejscach, na twoim Gdrive, w sieci (ustawiony filtr na grafiki z prawami do używania w dokumentach za darmo, co też jest fajnym ficzerem), lub dodawanie lokalnie z kompa.
1.7. Total odjazd: pisanie głosowe. Klikasz na ikonkę mikrofonu i gadasz do kompa, a on to wpisuje w dokument. Działa język polski! No total odjazd!
1.8. Total odjazd nr 2: OCR engine dla grafik, pdfów i wszelkiego innego badziewia. Wymaga co prawda pogrzebania trochę w ustawieniach, ale da się zrobić.

2. Co mogłoby być lepiej?
2.1. Nie ma możliwości ustawienia w jednym dokumencie zarówno poziomych, jak i pionowych stron. Albo poziomo, albo pionowo...
2.2. Nie ma opcji wstawiania znaku wodnego. Jest możliwość "okrężna" z użyciem narzędzia do rysowania, gdzie na rysunku daje się tekst, ale jest to opcja dla dokumentów na jedną stronę, a nie na dwadzieścia.
2.3. Interfejs mógłby być deczko lżejszy. I tak w porównaniu z MS Office Online jest bardzo lekki, ale jednak odczuwalnie ciężki, zwłaszcza przy większych dokumentach.
2.4. Niby jest zestaw templatek do włączenia z serwisów zewnętrznych, ale jakaś taka lipa (w WPS zresztą też), szczególnie dotyczy to modułu prezentacji, gdzie komponenta wizualna jest szczególnie ważna.
2.5. Są rozszerzenia, ale mi chyba nie udało się jeszcze żadnego rozszerzenia dostarczonego przez podmiot trzeci z sukcesem zastosować.
2.6. Nie ma makropoleceń. Mnie to nie przeszkadza, bo obecnie ich dużo nie używam, ale są tacy, co używają sporo.

3. Co wkurwia?
3.1. Czytanie znaków wodnych. Wstawić się w Gdocs znaku wodnego nie da, ale jak zaimportujesz dokument stworzony najpierw w MSO, ze znakiem wodnym półprzezroczystym, to czyta tak jak libreoffice, czyli bez przezroczystości. Możliwości edycji takiego znaku wodnego: brak. Możesz tylko treść dokumentu przekopiować na nowy dokument, już bez znaku wodnego.
3.2. Nie działają w pisaniu głosowym znaku przestankowe. W języku angielskim jak powiesz "dot", to wstawi kropkę. A w polskim jak powiesz "myślnik", to do dokumentu wstawi "myślnik" zamiast "-". Chciałem początkowo to niedociągnięcie dać do części "potencjał doskonalenia", ale jednak mnie to za bardzo wkurwia, że po napisaniu treści jeszcze muszę się bawić z kropkami, przecinkami i całym tym przestankowo - wielkoliterowym gnojem.
3.3. Tabele. Szkoda słów. Zuploaduj sobie dokument stworzony w MSO z tabelami do Gdocsów, to zobaczysz. O ile LibreOffice w dość ograniczony sposób miesza w tabelach, o tyle Gdocsy je totalnie rozpierdalają. I słowo totalnie nie jest przesadą, jest zdecydowanie zbyt ubogim określeniem.
Z moich tabel, stworzonych w dowolnym innym pakiecie, niż Gdocs, około połowa rozjeżdża się tak, że nie da się ich w ogóle przeedytować (kolumny zmniejszają szerokość np. do 1 piksela, tabela wyjeżdża poza obszar strony, albo poszczególne jej komórki lądują na różnych stronach, nawet na marginesach i poza nimi). Tworzenie tabel w Gdocsach to też droga przez mękę, więc nawet utworzenie dokumentu od zera nie jest rozwiązaniem problemu.

Podsumowanie.
Gdocsy są wspaniałym rozwiązaniem dla osób pracujących w teamie nad jednym dokumentem. W sieci są recenzje, że działa kilka razy szybciej, niż "collaboration" w MS Office Online (Gdocs niemal w czasie rzeczywistym, MSOO z obsuwą kilkuminutową).
Wspaniałą opcją jest też pisanie głosowe. Nie każdy lubi trzaskać w klawiaturę, ten ficzer działa też w androidzie, więc możesz napisać powieść podczas prowadzenia auta :P (na pececie / lapie tylko jak jesteś pasażerem!).
Pisanie przez gadanie, prosty interfejs, który w dodatku jest identyczny niezależnie od kompa sprawiają, że jest to pakiet doskonały dla gospodyni domowej (która raczej nie będzie tworzyć wielokomórkowych tabel). Dla innych też jest świetny, do tego stopnia, że mnie przekonał, żeby wyeliminować z doxów znaki wodne i ujednolicić orientację stron we wszystkich dokumentach na wyłącznie pionową, a z templatek usunąć niemalże wszystkie tabele.

czwartek, 2 listopada 2017

Linux w biurze - ranking kompatybilności - LibreOffice

Numer 2 w rankingu kompatybilności za WPS Office, chociaż numer 1 wśród pakietów biurowych na linuxa.



Od razu przejdźmy do gęstego.

1. Co cieszy?
1.1. Dopiero zaczynam przygodę z LO, ale na pewno jest to w pełni funkcjonalny pakiet biurowy. Na prawdę dobry kawał softu zupełnie za darmo.
1.2. Jak dla mnie ma niemalże wszystkie funkcje MS Office.
1.3. Jest na Windę, Maca i Linuxa, więc teoretycznie masz ten sam soft niezależnie od kompa.
1.4. Konfiguracja: na prawdę rozbudowana, przykładowo:
Na niektórych kompach chodził mi dość ociężale. I okazało się, że można ustawić opcję wstępnego ładowania do systemu (błyskawiczne uruchamianie, MSO i WPS się kryją), a co najlepsze, można w opcjach ustawić ilość przydzielonego dla Libre RAMu, oraz ilość RAMu na obiekt. Działa jak marzenie.
1.5. Wtyczki. LO ma ciekawy zestaw wtyczek. Totalnie rozwalił mnie ficzer podwójego zapisu, na przykład przycisk "zapisz", lub ctrl-s po uaktywnieniu danego rozszerzenia będzie zapisywać równocześnie w doc-u i pdf (ja i tak każdą kopię walę do PDF, więc oszczędza mi to tygodniowo grube godziny).
1.6. Działają wszystkie podstawowe skróty klawiszowe, jak w MS Office. Zatem, jak raz nauczyłeś rękę ctrl-c-v-a-x-z-y, shift-F3 itp, to wszystko to działa w LO.
1.7. Czcionki z Windy. Niby w polu wyboru czcionki ich nie ma, ale jak postawisz tam kursor i napiszesz Arial, to zaznaczony tekst się zmieni na Ariala.

2. Co mogłoby być lepiej?
2.1. Integracja z chmurami. Jeszcze mi się nie udało zrobić prawidłowego setupa z Gdrive i Dropboxem, a przydałoby mi się na jakichś netbookach z małym dyskiem. I wgl chmury to przyszłość, c'nie?
2.2. Ujednolicenie szaty graficznej (na każdym kompie u mnie ten sam LO wygląda inaczej, chociaż ma te same funkcje).
2.3.  Mogłoby się dać domyślnie ustawić otaczanie tekstem dla nowych grafik (może się da, ale na razie nie znalazłem).
2.4. Eksport do PDF - fajnie, jakby można było ustawić jakość obrazków w dokumencie, bo domyślnie w pdfach wygenerowanych w LO jakość obrazków jest biedna. WPS Office też ten problem w sumie dotyczy.

3. Co wkurwia?
3.1. Znaki wodne. No kurważ mać! Otwieram doxa ze znakiem wodnym (obrazek), z ustawioną przezroczystością np. 70%, żeby nie psuł czytelności tekstu. Ale w LO nie ma żadnej przezroczystości i tekst jest nieczytelny. Dość ciężko jest usunąć taki obrazek -znak wodny. Niby jest opcja ustawienia przezroczystości znaku wodnego, ale na różnych wersjach LO, jakich używałem (4.X do 5.X) nie dało to żadnego efektu wizualnego, ani na druku.
3.2. Tabele z plików docx się rozjeżdżają. Raz bardzo, raz wcale. Nie wiem, od czego to zależy. Aczkolwiek muszę przyznać, że w LO 5.X. problem jest prawie marginalny, ale jak się co niektóre tabele rozjadą (powiedzmy tak jedna na 30, zwłaszcza jeśli się ciągnie przez kilka stron), to można dostać ciężkiej chujozy przy naprawianiu.

Podsumowanie.
LibreOffice na pierwszy rzut oka przegrywa z WPS - na prawdę w WPS każdy poczuje się, jak w MSO (moja koleżanka dopiero po kilku godzinach pracy na moim kompie załapała, że nie pracuje na MSO), z powodu znajomo wyglądającej szaty graficznej.
Jak na ten moment WPS też ma lepszą kompatybilność z docx-ami i najzwyczajniej ich nie rozpierdala, mówiąc po męsku.
Jednak w LO 5.X. ten problem jest już bardzo mały, spokojnie do przeżycia. Podobno za rogiem czai się wersja 6.0., na którą czekam z niecierpliwością. Gdyby tylko LO jeszcze jakoś zunifikował swoją skórkę, byłbym wniebowzięty.
Strzałem w dziesiątkę jest mechanizm rozszerzeń. W MSO masz w każdej kopii WSZYSTKO, funkcje których potrzebujesz na codzień i zupełnie odjechane, których używa 0,00000000000000001% użytkowników raz na dwa lata. Po co Ci one i po co mają Ci obciążać komp?
W LO jak potrzebujesz odjechanej funkcji, to ją sobie doinstaluj w rozszerzeniu i gra muzyka.

Szkoda, że kilkanaście lat temu nie było LO i nie zaczynałem nauki pakietów biurowych od niego...

wtorek, 31 października 2017

Linux w biurze - ranking kompatybilności - WPS Office

Ok, w pewnym stopniu pakiety biurowe dla linuxa są kompatybilne z MS Office i formatem docx. Nie wszystko działa jak należy, ale wiele rzeczy generalnie działa. Jak pisałem wczesniej, największe problemy sprawia grafika i tabele. I o ile grafikę można od nowa sformatować (no komą, nie wierzę, że na każdej stronie dokumentu masz więcej, niż 5 zdjęć), o tyle rozjechana tabela, której 90% wystaje poza obszar strony i nie chce się dać przesunąć z powrotem na prawdę pozwoli Ci poćwiczyć zdolność do przeklinania na mistrzowskim levelu.

Różne pakiety, różnie z kompatybilnością z MS Office.

Trochę tego wypróbowałem i co nieco mogę powiedzieć, układając od takich pakietów biurowych, które niemalże nie sprawiają problemów, do tych... innych.



Numer 1. WPS Office.

Ogólnie zajebisty pakiet biurowy, klon MS office, tylko bez tych dziwnych programów do nie wiadomo czego. Edytor, Arkusz kalkulacyjny i Prezentacje. 99% potrzeb userów kompa załatwione.
Rzekłbym, że prawie nie sprawia problemów z otwieraniem docx-ów. Trochę się rozjeżdżają szerokości komórek i miesza w formatowaniu stopki, ale to wszystko. Da się przeżyć.

Co cieszy?
1.1. Działają znaki wodne, nic się nie przestawiają. Po prostu jak należy.
1.2. Generalnie jak zrobisz nagłówki, numery stron, spis treści, jakąś odjechaną stronę tytułową o wielu warstwach, wszystko działa, wymaga ewentualnie drobnej korekty. DROBNEJ.
1.3. Niemal pełna kompatybilność z MSO.
1.4. Tylko trochę zmienia ustawienia tabel, ale da się to naprawić jednym, dwoma kliknięciami (przez rok używania nie zdarzyło mi się więcej).
1.5. Full pakiet czcionek z MS-a z polskimi znakami.
1.6. Polska wersja językowa (cza trochę poklikać najpierw).
1.7. Look jak office 2013, przez co nie ma efektu zderzenia z nowym softem.

Nie wiadomo, jak działa: nie próbowałem makropoleceń i integracji z zewnętrznymi bazami danych.

Co wkurwia?
1.8. Wiecznie rozjeżdżające się stopki w dokumentach. Sformatujesz stopkę, nawet w WPS, zamkniesz dokument, otwierasz ponownie i zaś rozjechana... Szczęście, że stopkę formatuje się raz na całą sekcję w dokumencie.
1.9. Numeracja automatyczna i listy numerowane. Ustaw sobie styl, gdzie zasadniczą czcionką jest Arial, a i tak wpierdoli Ci się numeracja w Times New Roman (który do dokumentów technicznych za chuja nie pasuje, a ja robię prawie tylko takie). No kurwa mać! Ja w opcjach w ogóle wyłączyłem numerowanie list automatyczne, oraz sprawdzanie ortografii (i tak była to lipa, ale jakoś nigdy nie przepadałem za tym ficzerem, polski język za trudny język dla głupiego komputra, który nie czai, kiedy ktoś jest nie młody, a kiedy jest niemłody). Jest to jakieś rozwiązanie, ale z zachwytu nie skaczę, że muszę ręcznie numerować każdą listę...

Co mogłoby być lepiej?
Wersja na windowsa ma zajebisty OCR Engine (jeśli kupisz abo za 30 dolków na rok, na 3 kompy z windą i bodajże 5 Androidów, co wyłącza też niezbyt podkurwiające reklamy), oraz integrację z chmurą WPS (możesz dokument otwierać na różnych kompach i generalnie jest bezpieczniejszy, jakby Ci się WPS, albo i cały komp skraszował) wersja na linuxa ich nie ma, aczkolwiek nie ma też reklam. Wersja na linux jest zawsze darmowa, wolałbym jednak mieć więcej funkcjonalności w ramach tej licencji na 3 pecety (którą i tak kupiłem na windowsy).

niedziela, 29 października 2017

Linux w biurze - rozwiązania pośrednie

Poprzednio pisałem, jaki ból może sprawić porzucenie MS Office na rzecz dajmy na to Libreoffice.

Są pewne opcje pośrednie, jeśli ktoś bardzo bardzo bardzo jest przyzwyczajony do MS Office.

1. MS Office Online.
Działa w przeglądarce, więc temat wydawałoby się rozwiązany.
Tak i nie.
Tak, bo rzeczywiście mamy produkt Microsoftu, w dodatku za darmo i bez instalacji, można go zintegrować z dropboxem, z chmurą MS-a (zapomniałem teraz nazwy), a podobno nawet z Gdrive (Chociaż G i MS na prawdę się nie lubią i nie wiem, na ile taka integracja jest w praktyce możliwa).

Nie, ponieważ:
1.1. Działa mega ociężale. Nie wiem, czy mam tak słabe kompy, ale generalnie jest to rozwiązanie dla cierpliwych, którzy lubią czekać, aż dokument i jego aplikacja zareagują na polecenia z myszki.
1.2. Zaawansowane ficzery edycji - nie działają. Zatem zrobisz w MS Office Online tylko prostsze doxy. Jak chcesz odblokować zajebiste ficzery, płać subskrypcję (a i tak nie wszystkie będą działać w porównaniu z wersją desktopową). Nie zrobisz na przykład znaku wodnego, nie zedytujesz kolorowania komórki w tabeli (istniejące wyświetli, ale go nie zmienisz). A to dość podstawowe funkcje. Co gorzej, makropolecenia nie chodzą, nie wiem, jak szablony, bo najzwyczajniej przy testowaniu straciłem cierpliwość.
1.3. I tak się doxy rozjeżdżają. IMO jest to ogólny problem kompatybilności MS Office 2016 i poprzednich wersji tego pakietu (o wersji 2003 juz nawet nie wspominam, ale babole nawet są pomiędzy wersjami 2013-2016!). Wersja webowa tylko uwypukla problemy, które tak, czy inaczej istnieją.
1.4. Sama aplikacja jest dość ciężka. Przygotuj się na relatywnie częste kraszowanie strony z edytowanym dokumentem i wszystkie miłe emocje, które temu towarzyszą :-)

Podsumowując: do prostej edycji, jak masz do zrobienia jeden dokument na pół roku, poza tym masz konto na OneDrive, spoko, MS Office Online jest jak znalazł. Nie musisz nic instalować, a stworzony dokument można ściągnąć na pulpit np. w postaci PDFa i wydrukować. Tyle, że do prostej edycji nie trzeba aż tak piłować CPU i GPU w komputerze... No i prostą edycję bez problemu machniesz w jakimkolwiek pakiecie biurowym bez większego ryzyka rozjechania się elementów.

2. Wine, Playonlinux i stary MS Office.
To już lepsze rozwiązanie, uruchamiasz np. Office 2003, który moim zdaniem miał już wszystkie zajebiste ficzery późniejszych wersji, a nie miał ich niepotrzebnego szitu. Oczywisty problem, to kompatybilność z nowszymi wersjami MS Office (na przykład dox stworzony w MSO 2016 - w wersji 2003 nie otworzysz).
Zatem znowu dupa zbita, nie rozwiązujesz w ten sposób problemu kompatybilności plików docx z pakietem biurowym.
Gdyby nie to, byłoby to prawie idealne rozwiązanie dla fanboyów pakietu MS i wszystkich innych, którzy boją się open source.
Kolejny problem, to moc maszyny, na której pracujesz. Wszelkie emulatory (Wine, playonlinux) wpierdzielają zasoby, aż miło. Ja wybrałem linuxa jako główny OS, bo nawet Mint 18.2 (najnowszy w tej chwili) spokojnie chodzi na kompie, na którym były problemy z Windą XP. Inaczej: mam stare kompy, niezbyt szybkie, z dość słabymi prockami i ubogim RAMem.  Może bym i odpalił MS Office 2003 przez playonlinux, tylko czy z racji zasobożerności byłbym w stanie ich używać?

Już wiecie, dlaczego w tytule są "rozwiązania pośrednie"?

Chociaż kusiło mnie, by napisać "rozwiązania z dupy" :-)

piątek, 27 października 2017

Linux w biurze - bolesna przesiadka

Jaki pakiet programów biurowych króluje na desktopach z Windą?
MS Office
Czemu? Bo jest dobry. Chciałbym powiedzieć, że najlepszy, ale nie mogę o sobie powiedzieć, że aż taki ze mnie pałer juzer, żeby wykorzystać wszystkie jego ficzery.


Tak, wiem, że makropolecenia, szablony i zaawansowana edycja to już wyższa szkoła jazdy i to mi wychodzi. Ale to jeszcze nie poziom POWER USERa.

A jaki office w Linuxie?

No cóż, zanim odpowiem, powiem wprost, że przesiadka jest bolesna.
Urzekła mnie twoja moja historia...
Więc ze mną i przesiadką na opensourcowe pakiety biurowe było tak, że jakieś 15 lat tworzyłem i edytowałem doxy w pakiecie majkrosoftu. Od prostych dokumencików na jedną - dwie stronki, bez grafiki, punktorów, tabel, ot notatka, do kilkudziesięciostronicowych behemotów worda naszpikowanych tabelami, wydziwianym formatowaniem od góry do dołu strony i od prawej do lewej na każdej stronie, z setkami ciężkich grafik, obiektów i innego szitu.

MS Office uncompatible.
Tak, jak znajdziecie jakiegoś OpenOffice, LibreOffice, Gdocs czy inne pakiety, wszystkie chwalą się, że są w pełni kompatybilne z plikami doc i docx (ja ich używam najwięcej, więc na nich się skupię).
Otóż pozwolę sobie wetknąć swoją opinię, jako testera tychże:
CHUJA PRAWDA

Tak, cienki dokumencik na jedną stronkę otworzy i raczej nic nie poprzestawia.
Ale otwórzcie taki >10 stron, z grafikami w nagłówkach, stopce, treści i tabelami (są templatki dokumentów w całości zbudowane na tabelach), oraz obiektami (pola tekstowe, strzałki, kółka i inne badziewie). Tak, OpenOffice go otworzy. Ale zobaczycie zupełnie coś innego, niż było w MS Office. Wszystko rozpierdolone. Grafiki nie na swoich miejscach, z popierdolonym otaczaniem tekstem, pola tekstowe poobcinane, tabele to osobny rozdział i myślę, że z uwagi na wyczerpany limit przekleństw na 1 artykuł daruję sobie dalszy komentarz w ich sprawie.

No nie do końca jest tak źle (?)
Prawdę powiedziawszy da się przeżyć. Jeśli każdego doxa budujecie od zera, to spokojnie przeżyjecie. Ja nie mam tylę szczęścia i każdy nowy dox jest w jakiejś cześci hybrydą wypracowanych wcześniej plików.
Finalnie mi też udało się przesiąść na opensourceowy Libreoffice i żyję, mimo miesięcy edycyjnego bólu.
Ba, nawet niektóre ficzery ma lepsze, niż MS Office, ale o tym w przyszłości.
na razie finito, zostawiam Was ze słowem do przemyślenia.

środa, 20 września 2017

Pierwsze kroki z linuxem - 7 - po co Ci linux?

Wiem, deczko późno takie pytanie stawiam, ale lepiej późno, niż wcale.

Po co Ci linux?

Dla mnie jest kilka ważniejszych powodów, mniej więcej takich:

1. Chęć przywrócenia starych kompów do życia - stosując techniki opisane w poprzednich postach, łącznie zdobyłem 10 laptopów, dwa "blaszaki", dokupiłem parę SBC. 8 lapów i cała reszta chodzi. Nie muszę się martwić, że jak któryś padnie, to zostanę na lodzie z robotą.

2. Pośredni opór dla stafu Microsoftu. Nie zrozumcie mnie źle, soft Microsoftu jest na prawdę dobrym kawałkiem kodu i robi robotę, szczerze powiedziawszy, jeśli pracujesz w biurze, są większe szanse, że MS/Windows/Office będzie lepszym wyborem, niż Linux, o ile nie ma dodatkowych motywacji (jak np. w p. 1, 3, 4, 5).
A i byłbym zapomniał: MS próbuje wypimpować swoją wyszukiwarkę, przez co powstaje taki potworek, jak Windows 10S (którego wadą jest m.in. blokowanie usług konkurencji, np. googla, zawsze twierdzę, że konkurencja między produktami powinna odbywać się w kategoriach "jakość" i "cena", a kategorie "dziwna filozofia", czy "ciosy poniżej pasa" to taki dziwny sposób na znalezienie nowych klientów).

3. Chęć nauki czegoś nowego. Tak, przy linuxie uczysz się na prawdę sporo!

4. Chęć bycia legalnym (nie mylić z "wolnym oprogramowaniem"). Tak, soft MS-a jest dobry. Ale drogi. Na starą maszynę nie nagram windy 10, bo albo będzie mulić, albo wgl nie pójdzie. Więc musze kupić nową maszynę, która będzie działać dobrze, dopóki MS nie wypuści nowego systemu operacyjnego. Gdyby licencja na Windowsa byłaby płatna raz i przy każdym apgrejdzie systemu przechodziłaby na nowy, jeszcze może bym to zniósł. Ale nie w przypadku, kiedy co 5 lat muszę kupić nową maszynę, nowy OS, a co roku jeszcze płacić za pakiet biurowy. No i kupowanie nowych maszyn kłóci się z 1.
Co więcej: kompy przeważnie używam służbowo. Załóżmy, że w rozłożeniu na 5 lat Winda kosztuje 100 PLN rocznie, pakiet biurowy 1000 PLN rocznie (o ile licencja dla firm nie jest jeszcze droższa), raz na 5 lat muszę zmienić kompa, załóżmy w rozłożeniu za 800 PLN rocznie. W kraju, gdzie połowę zarobków wpierdala skarbówka i zus (a potem jeszcze połowę tego co zostało, jak robisz zakupy), każda złotówka się liczy i jak już mam rocznie stracić te dwa koble, to wolę dać pracownikowi, będzie bardziej zadowolony z pracy i może lepiej będzie pracować.
To nie to, że nie chcę płacić za soft i chcę wszystko za darmo. Wręcz przeciwnie, wolałbym płatny soft, ale bardziej dopracowany. Ale oczywiście płatny w rozsądnych granicach (ceny z Android Market są mniej więcej tym poziomem), gdzie dobrym przykładem jest OverGrive (klient Gdrive), licencja dożywotnia za 5 USD.
Podsumowując 4: chciałbym w firmie lecieć na oprogramowaniu MS-a, ale albo jest za drogie, albo jak użyję piratów (albo licencje domowe), to w razie wpadki nie wypłacę się z odszkodowań.

5. Utworzenie kompów służbowych. Za jakiś czas, gdy tylko kompy z linuxem zostaną dopracowane, dam je do użytku pracownikom. Trudność linuxa dla wcześniejszego usera Windy jest tu atutem, nie namieszają mi w kompach, nie ściągną pirackiego oprogramowania.


To teraz wracamy do pytania z początku arta:
Po co Ci linux?
A może tak na prawdę w ogóle go nie potrzebujesz?

poniedziałek, 18 września 2017

Pierwsze kroki z linuxem - 6 - sprzęt.

Określmy na samym początku: domowy zestaw komputerowy, to jakiś komp z łączem do sieci i z drukarką (sieciowa, czy po kablu, łorewer).



Kompy: generalnie jak ma intela w środku, nie powinno być problemów. Gorzej z sprzętem z bebechami AMD. Mam takiego jednego z prockiem AMD C50 i chodzić chodzi bez zarzutów, ale stabilność systemu nie jest najwyższych lotów (czytaj: zdarza się systemowi sypnąć). Nie wiem do końca, czy to wina sprzętu, czy distro, niemniej problem na innych sprzętach nie występuje, z wyjątkiem jednego blaszaka, w którym znowu mam procek AMD...

Karty sieciowe: bywają problemy z Broadcomm, natomiast baaardzo stare karty sieciowe (np. PRISM) mogą lepiej latać na LX niż na WIN. Rozwiązanie: dokupienie usb mini sticka WIFI, albo, jeśli twój lap/pecet na to pozwala, przełożenie karty sieciowej w bebechach na inną.

Karty grafiki: mogą być kłopoty z AMD, oraz w starszych maszynach jest problem z kartami SIS Mirage, których dystrybucje oparte na Ubuntu od weersji bodajże 10 nie wspierają (rozdzielczość jest bardzo mała, pulpit się rozjeżdża). Nie miałem nigdy problemów z Intelami.

Marki kompów: generalnie HP o ile pod windą mam wrażenie, że chodzą dziadowsko, o tyle pod LX chodzą dobrze. Nie mam, ale dobre opinie zbiera też DELL i Lenovo (nieśmiertelne thinkpady). Z nowych sprzętów można wybierać sporo, szczególnie w produktach żółtych braci, gdzie za 150 dolków z przesyłką  i cłem można np. nabyć nowego pinebooka (szaunima, ale w końcu to nowy komp za grosze...). Jak dysponujesz kwotą do 1000 USD, można sobie zamówić całkiem ładną maszynkę np. z system76. Oczywiście: Sky is the limit.
Dla fanów pecetów otwiera się caaaaaała masa single board compów (pine64, Raspberry Pi, Orange Pi i dziesiątki innych), za cenę niższą, niż 50 USD z używanym monitorem możesz złożyć całego peceta. Tak, PIĘĆDZIESIĄT DOLKÓW!

Drukary.
Nowe brothery chodzą spoko z nowszymi distro linuxa. Co oznacza, że jak masz STARUSZKA kompa z LX Puppy, to raczej nastawiaj się na długie godziny przy konfigurowaniu. Jak masz LX mint, odwrotnie - kilka minut i włala.

Stare brothery i nowe linuxy - generalnie powinny chodzić.
Stare brothery i stare linuxy - słabo to widzę.

HP - tu znowu, w fazie windowsowej hejtowałem niemożebnie drukary HP. A wystarczyło zmienić OS, spod którego puszczam druk i hapeki okazały się najlepszymi drukarami pod słońcem. Działają stare i nowe HPki (oczywiście nie mam wszystkich modeli, ale jakieś tam mam i w pracy też mam trochę styczności z różnymi drukarami) pod starym i nowym distro linuxa.

Hasło na dziś: komp dobry dla Windowsa nie zawsze będzie dobry dla Linuxa.

sobota, 16 września 2017

Pierwsze kroki z linuxem - 5 - dual boot, czy dwie maszyny?

Tak, pisałem, że całkowita rezygnacja z Windy to dość nierozsądny pomysł.
Skoro już wiesz, że potrzebujesz przynajmniej na początku dwóch systemów operacyjnych, jak ten temat ogarnąć?

Opcja jeden, to zainstalowanie dwóch systemów na jednym kompie.
Opcja dwa, to różne kompy, jeden z Windą, drugi z Linuxem.

Który lepszy?
Zdecydowanie opcja 2.
Ile razy nie próbowałem dual boota, zawsze prędzej, czy później oba systemy się wysypywały. Więc może nie być to problemem, kiedy używasz kompa WYŁĄCZNIE do zabawy. ale jak masz jakieś ważne pliki, na pewno się wkurwisz tracąc je.

Skąd drugi komp?
Pisałem wcześniej, że linux pociągnie także na słabszej maszynie, wystarczy wybrać odpowiednie distro. Czasem na olx ktoś oddaje lapa za darmo, trzeba sobie tylko zasilacz dokupić, są też starsze lapki na allegro za ceny od 20 złotych do 400 za całkiem już młody sprzęt.
Ja używam m.in. 15 letniego mediona z Celeronem 1000 MHz (na nim śmiga LX Puppy), 9 letniego netbooka z intelem Atom w środku, na którym lata linux mint. Obu tych staruszków używam na codzień w pracy, gdzie nie za bardzo mogę sobie pozwolić na zamułkę.

Jeśli na początku zamierzasz się tylko uczyć linuxa i nie potrzebujesz go w wersji przenośnej (laptop), jeszcze lepszym rozwiązaniem będzie pecet blaszak, ludzie za darmo oddają, tylko trzeba się uważnie rozglądać.

Kolejna opcja to porozglądanie się po rodzinie. Ludziska nieraz mają w szafach sprawne lapki, pecety, których nie używają, bo mają już nowszą zabawkę. Może Ci oddadzą?

I ostatnia opcja, jaka przychodzi mi do głowy, chociaż pewnie nie jest to ostatniość absolutna w tej materyji. Popytanie w działach IT w firmach, nieraz firma chce się już pozbyć jakiegoś wiekowca (w rozumieniu niejednej korpo wiekowiec to komp 5 letni, z tak młodej maszyny jeszcze można WIEELE wycisnąć). Co Ci szkodzi wziąć i spróbować uruchomić? Jak nie zadziała, to w marketach możesz oddać do dedykowanych koszy na eletrozłom i szukać dalej.

czwartek, 14 września 2017

Pierwsze kroki z linuxem - 4 - filozofia (?)

Tak, WOOOOOLNE OPROGRAMOWANIE....

Pierwszy raz słyszałem to naście lat temu i nadal nie kumam o co chodzi...
W zasadzie szukałem wtedy jak najłatwiejszej dystrybucji linuxa, ot, żeby spróbować czegoś innego od Windy 98, a później XP-ka.
No i trafiłem na pierwsze edycje ubuntu.
Cóż, jest to dobry system operacyjny (wtedy jeszcze nie był), ale dorabianie jakiejś pojebanej filozofii (sorry, jeśli kogoś uraziłem, ale to mój blog i moje zdanie) do produktu, żeby się wyróżnić na tle innego softu, to dziwna ścieżka rozwoju.
Teraz Ubuntu trochę popuściło z filozofowaniem, ale generalnie dalej coś tam się pierdoli o Afryce, o jakiejś wolności i tego typu sprawach zupełnie nieistotnych dla normalnego zjadacza chleba (dźwięki systemowe domyślnie to jakieś dojebane afrykańskie bębny, tylko czekać kiedy zza klawiatury wyskoczy mi całkiem w chuj wolny nosorożec).
Niestety ta pojebana filozofia sprawia, że w Ubuntu np. nie ma kodeków audio i video i dlatego szkodzi na prawdę dobremu produktowi. Bo to nie jest WOLNE oprogramowanie (kodeki w sensie). No kurwa, czy na prawdę usera obchodzi, czy jakiś soft jest wolny, czy zaaresztowany? No kurwa NIE! User siada przed kompem i chce go używać, puścić film, mp3 itp. I ma głęboko w dupie, jaki program odpowiada za jego disco z głośnika i jaki jest status penitencjarny tego jebanego softu. Ma grać i chuj.
Dużo lepiej dla Ubuntu zrobiła w ostatnich latach poprawa user experience i zdaje się, że od kiedy za Ubuntu stanęła firma Canonical, soft jest na prawdę dorabiany do usera, a nie jakichś afrykańskich bzdetów.
A najlepiej zrobiło to linuxowi Mint :-) Wszystko, co najlepsze w ubuntu i zero pierdolenia krzywych teorii.

wtorek, 12 września 2017

Pierwsze kroki z linuxem 3 - nie wyrzucaj za wcześnie windy

Ok, stało się, znalazłeś distro dopasowane do Ciebie i wszystkich twoich potrzeb. Cały sprzęt chodzi jak należy (czytaj: producent sprzętu wspiera zastosowanie w linuxie).

Czy to czas na totalne wywalenie Windowsa?

NIE.

Prędzej, może później, nadejdzie taka chwila, że jednak będziesz musiał wrócić do Windy, chociażby na chwilę, coś sprawdzić, użyć jakiegoś jednego kluczowego programu raz na 300 lat...
To pierwszy scenariusz.

Drugi jest taki, że nauka linuxa może Ci iść dość opornie (ja pierwszy raz zetknąłem się z linuxem, rzekomo "okienkowym" jakieś 10 lat temu, a regularnie stosuję ten OS może od roku i jest on dominującym, ale nie jedynym, jaki stosuję). Wtedy, pracę będziesz wykonywać na windzie. Umówmy się, pracować trzeba wydajnie, a samodzielna nauka nowego systemu operacyjnego nie idzie w parze z wydajną pracą. Linux będzie wtedy na te chwile, kiedy nie obchodzisz się ze swoim kompem pod presją czasu.

Czy kiedykolwiek nadejdzie czas na wyrzucenie Windowsa?

Nie wiem, ja mam ten luksus, że mam dużo komputerów (starszych i młodszych) i na dwóch z nich mam Windy. Co prawda mógłbym już tylko i wyłącznie używać linuxów, ale nie zaszkodzi mi być względnie na bieżąco z Windowsem.
A poza tym uzywając linuxa, nie stałem się wrogiem Windy. To po prostu inny OS. Używam też Androida, a przecież w żaden sposób nie blokuje mi to możliwości uzywania innego systemu operacyjnego.

sobota, 9 września 2017

Pierwsze kroki z linuxem - 2 - coś nie działa...

W poprzednim wpisie przechodząc od ogółu do szczegółu pokazałem, którą dystrybucję Linuxa wybrać na pierwszy system operacyjny z tej rodziny.

Ale: coś może Ci nie zadziałać. Tak się po prostu zdarza. Linux najczęściej jest pisany przez pasjonatów ZA DARMO. Konkurencja, czyli Windows, to rzesze grubo opłacanych specjalistów. Nie powinno więc dziwić, że coś może nie zadziałać w linuxie, podczas, gdy w Windzie od numeru 8 raczej wszystko działa.

Zatem zainstalowałeś linuxa, ale okazuje się, że coś nie działa, nie da się doinstalować.
Nie wiem jak inni początkujący userzy, ale ja wypracowałem sobie kilka kroków na zaradzenie takim problemom:
1. Zainstaluj system jeszcze raz. Nie wiem czemu, ale zdarza się, że coś podczas pierwszej instalacji idzie nie tak. System wstaje, ale z błędami. Wtedy instalujemy jeszcze raz.
2. Reinstalacja nie pomogła. Ściągnij jeszcze raz tego samego linuxa. Czasem się zdarzają błędy w pobieranych plikach. Potem zainstaluj go ponownie.
3. Mimo dwóch pierwszych kroków, system dalej nie działa tak, jak oczekujesz.
Czas najwyższy poszukać innej dystrybucji...

Nad p. 3 zatrzymałbym się dłużej.
Jak pisałem poprzednio, skupiamy się raczej na OS-ach z rodziny Debiana, bądź kompatybilnych (Puppy). Skoro nie zadziałał Ci linux Mint, możesz spróbować linuxa Ubuntu, który mniej więcej tak samo wsuwa zasoby systemowe.

Jeśli potrzebujesz lekkiego OS-a (masz fest starego kompa), swoje kroki skieruj ku Bodhi Linux.

Może Cię w tym momencie kusić, żeby wyjść poza obręb pochodnych Debiana. Nie rób tego. Debianopochodne systemy mają najwięcej programów, najwięcej userów (któryś z nich może znać rozwiązanie twojego problemu) i są jak dla mnie najbardziej dopracowane.
I jest ich dużo, zanim wyczerpiesz wszystkie możliwości minie trochę czasu i jest bardzo mała szansa, że żaden z nich nie rozwiąże twojego problemu.

piątek, 8 września 2017

Pierwsze kroki z linuxem - 1 - który wybrać?

Skoro zastanawiałeś się nad zmianą systemu operacyjnego z Windowsa na Linuxa, pewnie już wiesz, że są różne linuxy. Zakładam w tym artykule, że potrzebujesz linuxa ogólnozadaniowego, czyli takiego, który robi wszystko to, co robi windows (czyli OS typu desktop).

1. Pakiety, Debian i inne dziwne nazwy.
Dystrybucja twojego systemu operacyjnego z rodziny linuxa może opierać się na różnych "wersjach" linuxów, najbardziej rozpowszechniony w desktopach jest Debian i jego pochodne (wspominane w poprzednich artykułach LX mint i LX ubuntu są zbudowane w oparciu o Debiana). Dlaczego Debian jest pierwszy? Bo z nim będzie najłatwiej. Z innych wiodących dystrybucji możesz wybierać w pochodnych Arch Linuxa (chyba najgorszy możliwy wybór dla początkującego, bardzo trudny), Fedory i czegoś tam jeszcze, ale zapomniałem czego konkretnie. Są jeszcze dystrybucje budowane od podstaw i nawet, jeśli są budowane jako desktopy dla gospodyń domowych z zerową wiedzą o komputerach (czyli proste w obsłudze), to zazwyczaj mają problem z brakującym softem, sterownikami itp. Co Ci z tego, że będziesz miał ładnie wyglądający system operacyjny, jak nie będziesz mógł w nim zainstalować drukarki?

O co chodzi z pakietami?
Otóż, jeśli chcesz w Debianie, bądź jego pochodnych zainstalować program, sterownik, lub o cokolwiek rozbudować swój system operacyjny, to z reguły musisz szukać plików z rozszerzeniem .deb   . Czyli dla pakietu biurowego WPS office mógłby się plik nazywać wpsoffice.deb. Jest to mniej więcej to samo, czym dla windowsa są pliki z rozszerzeniem .exe  . Ściągasz taki pliczek *.deb na kompa i w pochodnych Debiana jest o tyle prosto, że robisz dwuklik na takim pliku i zaczyna się on instalować - dokładnie jak z plikami .exe w windowsie.

Inne linuxy mają inne rozszerzenia pakietów, np. dla Fedory i jej pochodnych są to pliki .rpm, dla Arch linuxa bodajże .aur. Ale jak pisałem, pochodne debiana będą najlepszym wyborem, ta gałąź linuxa stała się najbardziej user friendly i ma największy zestaw oprogramowania, sterowników, poradników i w ogóle jest cacy.

1.1. Jest jeden wyjątek jeśli chodzi o linuxy budowane od podstaw: jest to puppy linux. Zależnie od tego, którą edycję wybierzesz, może być ona kompatybilna z różnymi typami pakietów. Puppy w każdej edycji ma swoje własne pliki .pup, ale dodatkowo są edycje kompatybilne z plikami Debiana, takim przykładem jest Linux puppy 6.0 TAHR. Mimo, że jest to budowana od podstaw dystrybucja, spokojnie możesz w nim instalować programy z linuxa Ubuntu (część może nie działać, ale generalnie większość działa).

2. Pochodne Debiana, ale które?
Musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiego kompa chcesz ubrać w linuxa.
2.1. Kompy do 10 lat, mające co najmniej 1 GB RAM i procek co najmniej z 2 rdzeniami.
Prosta sprawa: Wybierz Linux Mint, jest to w zasadzie to samo co Linux Ubuntu, ale bez popierdolonych ideologicznych dziwactw (kiedyś o tym napiszę, bo dorabianie jakichś pojebanych ideologii do zupełnie niezrozumiałych rzeczy zawsze mnie wkurwiało).
Za:

  • ma w sobie generyczne sterowniki, które w kompach tak do 10 lat powinny niemalże zawsze działać.
  • automatycznie instaluje większość drukarek w systemie (wierz mi, dodawanie ręcznie drukarki to wrzód na dupie świeżo upieczonych userów linuxa).
  • jest na tyle podobnie zbudowany do Windows, że do typowej biurowej pracy plus małe śmiganko po necie jesteś go w stanie opanowac w tydzień, lub krócej.
  • można na nim instalować te same programy, co na Ubuntu, zresztą jak na razie jeszcze z tego samego "sklepu" z oprogramowaniem.
Przeciw: nie znajduję.

2.2. Kompy starsze, jak 10 lat: Puppy Tahr. Zdziwisz się, jak szybko może działać twój stary pecet / laptop.
Za:
  • także ma generyczne sterowniki do wielu urządzeń, zwłaszcza starszych. W kompach, w których nie mogłem z windowsem zainstalować karty WIFI Puppy po prostu uruchomił to WIFI bez zbędnego grzebania, klikania, gadania.
  • w kompach ponad 10 letnich jest spora szansa, że masz kartę grafiki SIS. Ubuntu, Mint i ich pochodne sobie po prostu nie radzą z tymi kartami grafiki. Natomiast Ppuppy tak. W pececie możesz sobie zmienić kartę grafiki. Ale w lapie?
  • wiele sprzętów (podzespołów, peryferiów) działa "tak sobie" pod windowsem. Przykład: stare drukarki HP, mam takiego małego officejeta, Winda drukuje np. z 15 kartkowego dokumentu jedną, dwie kartki, potem wywala błąd. Innym razem znowu wydrukuje mi stronę 7 (z 15) 15 razy. Jak podłączę tę drukarę do Puppy, NIGDY nie mam problemów tego typu. Powyższy przykład z kartą sieciową (konkretnie PRISM) też pokazuje, jak potęznym narzędziem dla starych kompów jest puppy.
  • wiele rzeczy trzeba ustawić ręcznie np. dodać drukarę, ustawić domyślne otwieranie plików .doc (chyba, że chcesz to robić preinstalowanym Abiwordem), ale dwu - trzytygodniowe klikanie po systemie i luknięcie od czasu do czasu na filmiki poradnikowe na YT powinno pomóc.
  • ma swój własny "sklepik" z aplikacjami. co prawda tylko około 20 apek, ale zawsze można doinstalować coś dedykowanego dla Debiana (np. wspomniany pakiet WPS office, którego uwielbiam za kompatybilność z officem microsoftu), np. ze sklepu Ubuntu / Mint.
Przeciw:
  • Brak wodotrysków graficznych. Chociaż, czy to taka wada? Do wizualnej ubogości windowsa 95 i tak mu daleko.
2.3. Skoro puppy jest tak zajebisty, to czemu nie dać go na wszystkie, także nowsze kompy?  Otóż generyczne sterowniki, jakie ma w sobie puppy po prostu lepiej działają na starszym sprzęcie, do nowszego może ich najzwyczajniej nie być.

Długi art wyszedł, reszta w przyszłości.

środa, 6 września 2017

Cała prawda o linuksie - poradnik dla zmieniających windows 5

I ostatnia z prawdziwo-fałszywych tez o linuxach:
Linuks jest łatwiejszy

Tym razem zaczniemy od zaprzeczenia:
Nie jest, bo jak ktoś całe zawodowe życie przesiedział na windowsach, ciężko będzie mu przeskoczyć na linuxa, chociażby najłatwiejszego. Linux jest po prostu inaczej skonstruowany. To po pierwsze. Drugie, że w linuxie działa system pozwoleń dla plików i jak ktoś nie ma świadomości, że plik może być z właściwościami tylko do odczytu, to w linuxie takiego pliku bez zmiany tych właściwości ów ktoś nie usunie(na szczęście te najłatwiejsze distro w ogromnej większości poradziły sobie z tym tematem, bo jak ktoś wie, po co są te pozwolenia, to trudno je nazwać problemem).

No i z drugiej strony, tak, jest łatwiejszy.
Łatwiejszy zwłaszcza w wersjach specjalistycznych. Po prostu jest w nich mniej opcji do wyboru. To coś, jak rysowanie kreski w paincie i autocadzie. Odpalasz painta, klikasz albo rysowanie prostych, albo ołówek i lecisz z koksem, za chwile masz te swoje kreski na rysunku. Potem odpalasz autocada - miga w ch** opcji przyciągania do obiektów, masz osiemdziesiąt dwa tryliardy jakichś ikon - przycisków, a do tego okno z wierszem polecenia. I jak tu narysować zwykłą kreskę?

No i bywa łatwiejszy w wersjach ogólnodesktopowych, jak mint (zwłaszcza mint) i ubuntu, instalujesz system, w ubuntu nawet ikony częściowo przypominają te z windy, masz już podstawowe  programy preinstalowane, więc od razu możesz ruszać do akcji. Sterowniki w ogromnej większości instalują się same (pamiętasz z windy XP, godzina instalowanie gołego systemu, potem dodatkowych parę h na sterowniki i programy).

Kiedy jeszcze linuks jest łatwiejszy od windy? Oczywiście: jak się go nauczysz.
Na koniec porada praktyczna: dużo łatwiej przesiada się na wersje desktopowe linuxa po intensywnym używaniu Androida (który de facto też jest linuxem). Nie wiem tak do końca czemu, ale moje krótkie, acz nieszczęśliwe romanse z linuksem trwały już dobrych 10-15 lat. Ale dopiero ostatni trwa dłużej, rzecz istotna, że przed linuksem używałem swojego telefonu zamiast komputera osobistego (akurat jakiś czas nie miałem żadnego działającego lapa i musiałem wszystko lecieć na fonie, nie najwygodniejsze, ale da się). I chociaż Android działaniem różni się od typowych linuxów, to najprawdopodobniej z tego powodu, że na nim przesiedziałem parę miesięcy, udało mi się "przestawić" tok myślenia z windowsowego na linuxowy.

To tyle o prawdach i mitach w temacie linuxów. Na pewno takich prawdziwo - nieprawdziwych tez o linuksie można doszukać się w większej ilości, ale nie biorę sobie za cel skomentować wszystkiego, co usłyszałem o linuxie i co chciałbym zanegować.

Jako, że wiedzy praktycznej, opisanej z pozycji na prawdę początkującego w świecie linuxów jest mało, najprawdopodobniej w najbliższym czasie skrobnę coś, jak się zabrać do oswojenia z linuxem.

niedziela, 3 września 2017

Cała prawda o linuksie - poradnik dla zmieniających windows 4

Kolejna teza do przerobienia:

Linuks jest lepszy (na ogół w kontekście: lepszy od Windows).

Dlaczego tak:
Jak już wspominałem, są różne dystrybucje linuksów, nie wszystkie z nich są dystrybucjami typu "desktop".
I tak, jest distro pod tytułem "Cloudready", jest to po prostu klon chrome OS, czyli systemu dedykowanego do surfowania po necie. Fajna idea, chcesz sobie pooglądać tylko net, więc system lżejszy o całą masę szajsu, którego nie wykorzystasz, instalujesz sobie nawet na słabszym komputerku. Mam jedną taką maszynę i sprawuje się całkiem zacnie jako komp do śmigania po necie, a w każdym razie lepiej od ogólnozadaniowego windowsa, który po prostu na tej mojej konkretnej maszynce nie chce iść (po załadowaniu całego systemu pozostaje za mało RAM i mocy obliczeniowej procka, żeby wystartować przeglądarkę).

Jest dystrybucja openwrt, która konkretnie jest OS-em do routerów. Komp z windowsem też może służyć za router / acces point, ale nie jest to rozwiązanie najlepsze (mi zawsze rwie połączenia itp.). Poza tym jeśli chcesz ze starego kompa zrobić router, nie musisz do niego ładować całego szajsu, jaki ma w sobie windows (obsługa drukarek, VoIP, graficznych bajerów itp.), przez co możesz użyć słabszego kompa, jeśli taki masz (ja mam starych kompów całą masę, leżały całe lata, bo aktualny windows już był dla nich zbyt zasobożerny). Wtedy OpenWRT będzie mieć wszystko, co potrzebuje komp robiący za router i TYLKO TO.

Jest dystrybucja GeeXbox (nie mylić z konsolą Xbox), która jest specjalistycznym centrum rozrywki (z wyglądu przypomina KODI). Masz starszego typu telewizor, masz bardzo starego kompa (GeeXbox podobno pociągnie na kompie z prockiem jednordzeniowym 333 MHz), po zainstalowaniu GeeXbox i podłączeniu kompa do telewizora możesz sobie zrobić całkiem spoko domowe centrum rozrywki bez wydawania dwóch i więcej tysi na smart TV. Czy da się to zrobić na Windzie? Oczywiście, da się, ale to nie będzie centrum rozrywki, tylko zwykły komp typu desktop z wyświetlaczem w postaci telewizora (aczkolwiek był w histori Microsoftu potworek Windows Media Center, w którym na siłę starano się zrobić z dobrego desktopowego OS-a centrum multimedialne...). No i żadna winda, która odtwarza treści multimedialne, nie pociągnie na kompie z prockiem 333 MHz...

Dlaczego nie:
Powiedzmy sobie szczerze: jeśli masz kompa z mocnym prockiem, dużą ilością RAM i co najmniej terabajtowym HDD i jest  to twój jedyny komp, to najlepszym rozwiązaniem będzie ostatni windows - jest po prostu uniwersalny. Inaczej: nie będzie mistrzem w każdym poszczególnym zadaniu, ale wykona szerokie spektrum zadań.

Podsumowując: 
1. Jeśli chcesz kompa do specjalistycznych zastosowań, poszukaj odpowiedniej sytrybucji linuksa, która specjalizuje się w tym, co chcesz wycisnąć ze swojej maszyny. 
2. Jeśli masz w domu kilka / naście starych kompów, instalując do nich specjalistyczny OS, możesz je przywrócić do życia - wtedy określ, który ma być do czego i patrz p. 1.
3. Jeśli masz tylko jeden, aczkolwiek mocny komp, lepszy będzie windows.

czwartek, 31 sierpnia 2017

Cała prawda o linuksie - poradnik dla zmieniających windows 3

Kolejna teza na warsztat:

  • W linuksie wszystko możesz skonfigurować.
Cóż, częściowo odpowiedziałem już na to pytanie w poprzednim wpisie:

Cała prawda o linuksie - poradnik dla zmieniających windows 2


Dlaczego tak:
jest całkiem spora szansa, że user linuksa, to ktoś więcej, niż tylko oglądacz stronek w necie, przeglądacz fejsa i pisacz w wordzie. Jest szansa, że taki osobnik wie sporo więcej, niż standard w kwestii budowy komputerów, oprogramowania, różnych trików informatycznych.
Taka osoba może sobie często sama napisać sterownik program, czy co tam chce. Zresztą: dzięki takim ludziom i ich pracy linuks idzie do przodu, to ta mityczna "społeczność" skupiona wokół linuksa (mityczna dlatego, że jeśli pojawia się nierozwiązany problem w linuksie, to 99% społeczności to pijawki pytający, jak problem rozwiązać, a tylko maksymalnie 1% to uczynne, sprytne głowy, które wiedzą jak program rozwiązać za innych leni i chcą się tą wiedzą podzielić).

Jeśli chodzi o konfigurację, to także w głównych dystrybucjach fajnym rozwiązaniem są tzw. sklepy z oprogramowaniem. Taki sklep, całkiem dobrze zaopatrzony, posiada Ubuntu i jego pochodne (mint, lubuntu, xubuntu, bodhi i cała masa innych). User wpisuje w sklepie w szukajkę, czego chce, potem wybiera sobie program, lub funkcję z wyników wyszukiwania, klika "install" i po podaniu hasła admina cieszy się z modyfikacji.

Ale nie w każdej distro jest sklep, a jak jest, to nie zawsze jest odpowiednio wyposażony...

Dlaczego nie:
głównym powodem niemożności skonfigurowania wszystkiego jest brak wiedzy usera. I piszę to z pozycji dość przeciętnego użytkownika komputerów. Nie każdy jest superhakerem linuksowym i nie każdy ma dość zapału i cierpliwości, by znaleźć rozwiązanie problemu (często po angielsku), lub by samemu to rozwiązanie stworzyć.
A jak ktoś jest przeciętnym userem windowsa, tak jak ja przesiadającym się na linux i nie wierzy mi, że są problemy nie do przeskoczenia, to niech taki osobnik zainstaluje poprawnie drukarę brothera w puppy linux. Pewnie DZIAŁAJĄCE rozwiązanie problemu istnieje, ale po roku drążenia ja go nie znam.

wtorek, 29 sierpnia 2017

Cała prawda o linuksie - poradnik dla zmieniających windows 2

W poprzednim wpisie (tutaj) wymieniłem najczęściej padające tezy w odniesieniu do systemów operacyjnych z rodziny linuks. Wstępnie potwierdziłem i zanegowałem jednocześnie te tezy, dziś szczegółowo opiszę, dlaczego zarówno prawdziwa, jak i fałszywa jest teza nr 2:

W linuksie masz większą kontrolę nad systemem

No i znowu, najpierw napiszę, dlaczego jest to prawda, a potem dlaczego jest to nieprawda.

Prawda, bo:
rzeczywiście, są dystrybucje linuksów podatne na manipulację tym, jak wyglądają, jakie mają składniki, w jaki sposób działają. 
W  windowsie tego nie ma, po prostu jest system windows, można sobie pozmieniać kolorki i style okien i to tyle (tak, wiem, zaraz się zacznie gównoburza, jak to można wiele w windzie zmodyfikować, ale roboczo przyjmijmy, że jest to niewiele).
Z kolei w takim linuksie tiny core, gdzie goły system waży 50 MB (tak, MEGAbajtów, a nie GIGA), wszystkie dodatkowe składniki trzeba sobie doinstalować (aczkolwiek jest całkiem zgrabny, chociaż dość podstawowy tryb graficzny - można go obsługiwać w większości przez klikanie okien, ikon, a nie walenie w klawiaturę komend do terminala). Ale już doinstalowanie takiego duperela, jak przeglądarka internetowa zwiększa wagę systemu dwukrotnie (obecnie instalatory np. Firefoxa mają około 50MB). Ten system da się skonfigurować tak, aby miał wszystkie funkcje, jakie są Nam potrzebne i żeby miał TYLKO te funkcje. Niestety to wymaga dość sporo zabawy, sporo doinstalowywania i tak dalej. Ale w nagrodę nie ma takiego szajsu, jak w windzie 10, gdzie po każdej aktualizacji od nowa wyskakuje mi nie interesujący mnie Minecraft, albo Xbox. 

Bardziej zaawansowane OSy linuksowe, jak ubuntu i mint też pozwalają na modyfikowanie systemu, ale nie jest to tak prosta sprawa, jakby się wydawało po obejrzeniu jednej, czy dwóch historyjek na YT. Jeśli początkujący user linuksa rzuci się na głębokie wody, może sobie zainstalować ARCH linuksa, gdzie wszystko instaluje się samemu, niestety nie jest tak łatwo jak w linuksie tiny core i nie ma trybu graficznego, trzeba go samemu doinstalować.  Więc teoretycznie ma się 100% kontroli, ale przez klepanie wszystkiego w terminalu (dla tych co nie wiedzą, terminal, to taki trochę nowocześniejszy DOS, gdzie wszystko wstukuje się jako polecenia z klawiatury i tak się też porusza po systemie plików (pamiętacie jeszcze komendę "cd"?)),  ta kontrola ma bardzo gorzki smak.

Jednak z kontrolowaniem systemu linuks jest jedna najważniejsza sprawa: bezpieczeństwo. Główne dystrybucje pytają za każdym razem, kiedy instalowane jest oprogramowanie, lub przeprowadzana jest operacja potencjalnie niebezpieczna dla systemu o hasło administratora, przez co raczej wirus sam się nie zainstaluje. I w tym momencie dochodzimy do drugiej strony medalu, nieprawdy:

Kontrola nad wszystkim w linuksie - zależnie od dystrybucji - może być nieprawdą, jeśli chodzi o bezpieczeństwo. We wspomnianym ostatnio linuksie puppy domyślnie użytkownik zalogowany jest jako administrator i przy doinstalowywaniu programów system nie pyta o hasło admina. Na szczęście jest to na tyle mało popularna dystrybucja linuksa, że blackhatowcom po prostu nie opłaca się pisać szkodliwego oprogramowania na ten system operacyjny i teoretyczne zagrożenie w praktyce nie istnieje.

Teza z początku wpisu jest też całkowitą nieprawdą w odniesieniu do bardziej "idiotoodpornych" linuksów, jak na przykład elementary OS. Ten OS po zainstalowaniu jest gotowy do użytku. Ale modyfikować się go za bardzo nie da, można doinstalować programy, ale z założenia system po instalacji ma być gotowy do użytku bez dodatkowej roboty i twórcy elementary OS raczej nie przewidzieli możliwości grzebania w ustawieniach. Możnaby powiedzieć, że idealne rozwiązanie dla gospodyń domowych, często nawet nie zdających sobie sprawy, że system da się zmodyfikować. Jak nie wiedzą, to po co im taka funkcja?

W poprzednim wpisie zapomniałem napisać, że to, czy teza jest prawdziwa, czy też nie, głównie zależy od wyboru konkretnego systemu z rodziny linuks. I dzisiaj jest tak samo, nowy user może wybrać dystrybucję, nad którą będzie mieć większą kontrolę, ale za cenę większej ilości pracy, by system działał poprawnie i wykonywał te zadania, jakich użytkownik od niego oczekuje. Ale ten sam user może wybrać "user friendly" dystrybucję, aż tak dużo w niej nie zmodyfikuje, ale dystrybucja wykona pokładane w niej zadania. Na koniec powiem tylko, że dystrybucje "user friendly", które działają out of the box, i tak są bardziej konfigurowalne, niż windows.

niedziela, 27 sierpnia 2017

Cała prawda o linuksie - poradnik dla zmieniających windows 1


  • Linuks jest lekkim systemem operacyjnym.
  • W linuksie masz większą kontrolę nad systemem.
  • W linuksie wszystko możesz skonfigurować.
  • Linuks jest lepszy.
  • Linuks jest łatwiejszy.
Jeśli jesteś osobnikiem, który chociaż raz w życiu myślał o wyrwaniu się z komputerowej niewoli windowsa, szukając alternatywy pewnie nie raz czytałeś określenia podobne, jak na początku arta.

Czy są to twierdzenia prawdziwe?
I tak i nie.
Skąd dualizm?
Stąd, że linuks to nie jest JEDEN system operacyjny. To nie winda 10, która w każdym kompie i w każdej nowej edycji wygląda tak samo, albo wprowadza zmiany kosmetyczne.

KAŻDY LINUKS JEST INNY.

No to rozłóżmy na części pierwsze tezę z początku wpisu. 

1. Linuks jest lekkim systemem operacyjnym.
Tak. To prawda. Są dystrybucje (coś jak windows xp, vista, 7, 8 i 10, ten sam system, ale w różnych edycjach), które twojego starego lapa przywrócą do życia i będzie można go dość komfortowo używać.
Dlaczego "dość komfortowo"? Ano sam system będzie chodził szybko na starej maszynie, ale lekkość systemu ma swoją cenę. Wiele ułatwień, lub gadżetów, ficzerów, które konfigurują różne duperele za użytkownika (jak np. domyślny program do otwierania dokumentów worda) SWOJE WAŻĄ. Żeby system był lekki, takie właśnie ficzery są usuwane. I taką asocjację trzeba przeprowadzić ręcznie. Dla użytkownika windowsa jest to ciężkie przeżycie.
Niemniej: da się. Osobiście mam jednego lapa 17 letniego, używam go normalnie jako komp "zawodowy", świadomość, że zmartwychwstałem takiego trupa (wcześniej miał problem z udźwignięciem windy xp) i że na prawdę mi się przydaje, wynagradza mi z nawiązką kilka miesięcy bolesnego poznawania systemu operacyjnego LINUX PUPPY (obecnie ten OS mam na kilku kompach, w tym na desktopie postawionym na maszynie raspberry pi).
Na pocieszenie powiem, że bardzo dobre efekty "odchudzające" przynosi dystrybucjom linuksa zmienienie menedżera wyświetlania komunikatów, menedżera plików, na "mniej piękny". Mi to nie przeszkadza, że przy instalowaniu programu pojawiają się wartości postępu w postaci tekstowej, zamiast pięknego, świecącego, migającego i odtwarzającego star treka w tle paska postępu w stylu aero, hydro, czy ch** wie jeszcze jakim. Komp do pracy wizualnych bajerów nie potrzebuje. Ma robić robotę i to robi.

I odpowiedź 2: Nie, to nie prawda. Najłatwiejsze dystrybucje linuksa, jak ubuntu, mint, są z kolei na przeciwległej szali do lekkich OS-ów. Wszystko konfigurują same, same zaciągają sterowniki (zresztą generyczne też często działają zajebiście), mają tak zajebistą szatę graficzną i motyw graficzny, oraz bajery wizualne, że samo patrzenie na system sprawia radość. Ale swoje ważą.
Na wspomnianym wyżej 17 latku udało mi się linuksa mint zainstalować i chodził. Niemniej robił to w takim tempie, że edytując w pracy około 50 stron worda z grafiką dziennie, w ciągu tygodnia musiałbym chyba odwiedzić psychiatrę, celem podregulowania emocjonalnego. Zatem 17 letni lap wrócił do lekkiego puppiego.
Z drugiej strony mimo wszystko linuks mint chodzi całkiem spoko na netbooku z intelem atom 1,6 GHz / 2 rdzenie + 2 GB RAM. I robi to lepiej, niż winda 7, 8 i 10 (tak, próbowałem). Jedyne, co trzeba zrobić, to powywalać około połowę preinstalowanych programów i system daje się używać. Nie instalowałem na netbooku z atomem puppiego, ale pewnie sprawowałby się jeszcze lepiej.
Niestety nie mogę się wypowiedzieć, jak linuks mint chodziłby na nowszej maszynie, lub po prostu takiej z lepszym procesorem, bądź większą ilością, szybszego RAM, z prostej przyczyny: nie mam takiego sprzętu. 
Wskazówką dla mnie (że ubuntu i mint chodzą lepiej na lepszym sprzęcie) są różne filmy instruktażowe na youtube. Youtuberzy linuksowi czasami pokazują specyfikację swojego sprzętu, tego na którym chodzi linuks i z reguły są to dobre maszyny, wysoko taktowane, cztero, ośmio, lub 16 rdzeniowe procki, nie mniej, niż 8 GB RAM. I po tym wnioskuję, że jednak topowe, te najłatwiejsze dytrybucje linuksów są dedykowane do lepszego sprzętu, chociaż i na 10 letnim gracie są w stanie pociągnąć po paru modyfikacjach.

Ok, wyszło długo, szcegółowa odpowiedź na pozostałe tezy z tego artykułu w kolejnych wpisach.