wtorek, 31 października 2017

Linux w biurze - ranking kompatybilności - WPS Office

Ok, w pewnym stopniu pakiety biurowe dla linuxa są kompatybilne z MS Office i formatem docx. Nie wszystko działa jak należy, ale wiele rzeczy generalnie działa. Jak pisałem wczesniej, największe problemy sprawia grafika i tabele. I o ile grafikę można od nowa sformatować (no komą, nie wierzę, że na każdej stronie dokumentu masz więcej, niż 5 zdjęć), o tyle rozjechana tabela, której 90% wystaje poza obszar strony i nie chce się dać przesunąć z powrotem na prawdę pozwoli Ci poćwiczyć zdolność do przeklinania na mistrzowskim levelu.

Różne pakiety, różnie z kompatybilnością z MS Office.

Trochę tego wypróbowałem i co nieco mogę powiedzieć, układając od takich pakietów biurowych, które niemalże nie sprawiają problemów, do tych... innych.



Numer 1. WPS Office.

Ogólnie zajebisty pakiet biurowy, klon MS office, tylko bez tych dziwnych programów do nie wiadomo czego. Edytor, Arkusz kalkulacyjny i Prezentacje. 99% potrzeb userów kompa załatwione.
Rzekłbym, że prawie nie sprawia problemów z otwieraniem docx-ów. Trochę się rozjeżdżają szerokości komórek i miesza w formatowaniu stopki, ale to wszystko. Da się przeżyć.

Co cieszy?
1.1. Działają znaki wodne, nic się nie przestawiają. Po prostu jak należy.
1.2. Generalnie jak zrobisz nagłówki, numery stron, spis treści, jakąś odjechaną stronę tytułową o wielu warstwach, wszystko działa, wymaga ewentualnie drobnej korekty. DROBNEJ.
1.3. Niemal pełna kompatybilność z MSO.
1.4. Tylko trochę zmienia ustawienia tabel, ale da się to naprawić jednym, dwoma kliknięciami (przez rok używania nie zdarzyło mi się więcej).
1.5. Full pakiet czcionek z MS-a z polskimi znakami.
1.6. Polska wersja językowa (cza trochę poklikać najpierw).
1.7. Look jak office 2013, przez co nie ma efektu zderzenia z nowym softem.

Nie wiadomo, jak działa: nie próbowałem makropoleceń i integracji z zewnętrznymi bazami danych.

Co wkurwia?
1.8. Wiecznie rozjeżdżające się stopki w dokumentach. Sformatujesz stopkę, nawet w WPS, zamkniesz dokument, otwierasz ponownie i zaś rozjechana... Szczęście, że stopkę formatuje się raz na całą sekcję w dokumencie.
1.9. Numeracja automatyczna i listy numerowane. Ustaw sobie styl, gdzie zasadniczą czcionką jest Arial, a i tak wpierdoli Ci się numeracja w Times New Roman (który do dokumentów technicznych za chuja nie pasuje, a ja robię prawie tylko takie). No kurwa mać! Ja w opcjach w ogóle wyłączyłem numerowanie list automatyczne, oraz sprawdzanie ortografii (i tak była to lipa, ale jakoś nigdy nie przepadałem za tym ficzerem, polski język za trudny język dla głupiego komputra, który nie czai, kiedy ktoś jest nie młody, a kiedy jest niemłody). Jest to jakieś rozwiązanie, ale z zachwytu nie skaczę, że muszę ręcznie numerować każdą listę...

Co mogłoby być lepiej?
Wersja na windowsa ma zajebisty OCR Engine (jeśli kupisz abo za 30 dolków na rok, na 3 kompy z windą i bodajże 5 Androidów, co wyłącza też niezbyt podkurwiające reklamy), oraz integrację z chmurą WPS (możesz dokument otwierać na różnych kompach i generalnie jest bezpieczniejszy, jakby Ci się WPS, albo i cały komp skraszował) wersja na linuxa ich nie ma, aczkolwiek nie ma też reklam. Wersja na linux jest zawsze darmowa, wolałbym jednak mieć więcej funkcjonalności w ramach tej licencji na 3 pecety (którą i tak kupiłem na windowsy).

niedziela, 29 października 2017

Linux w biurze - rozwiązania pośrednie

Poprzednio pisałem, jaki ból może sprawić porzucenie MS Office na rzecz dajmy na to Libreoffice.

Są pewne opcje pośrednie, jeśli ktoś bardzo bardzo bardzo jest przyzwyczajony do MS Office.

1. MS Office Online.
Działa w przeglądarce, więc temat wydawałoby się rozwiązany.
Tak i nie.
Tak, bo rzeczywiście mamy produkt Microsoftu, w dodatku za darmo i bez instalacji, można go zintegrować z dropboxem, z chmurą MS-a (zapomniałem teraz nazwy), a podobno nawet z Gdrive (Chociaż G i MS na prawdę się nie lubią i nie wiem, na ile taka integracja jest w praktyce możliwa).

Nie, ponieważ:
1.1. Działa mega ociężale. Nie wiem, czy mam tak słabe kompy, ale generalnie jest to rozwiązanie dla cierpliwych, którzy lubią czekać, aż dokument i jego aplikacja zareagują na polecenia z myszki.
1.2. Zaawansowane ficzery edycji - nie działają. Zatem zrobisz w MS Office Online tylko prostsze doxy. Jak chcesz odblokować zajebiste ficzery, płać subskrypcję (a i tak nie wszystkie będą działać w porównaniu z wersją desktopową). Nie zrobisz na przykład znaku wodnego, nie zedytujesz kolorowania komórki w tabeli (istniejące wyświetli, ale go nie zmienisz). A to dość podstawowe funkcje. Co gorzej, makropolecenia nie chodzą, nie wiem, jak szablony, bo najzwyczajniej przy testowaniu straciłem cierpliwość.
1.3. I tak się doxy rozjeżdżają. IMO jest to ogólny problem kompatybilności MS Office 2016 i poprzednich wersji tego pakietu (o wersji 2003 juz nawet nie wspominam, ale babole nawet są pomiędzy wersjami 2013-2016!). Wersja webowa tylko uwypukla problemy, które tak, czy inaczej istnieją.
1.4. Sama aplikacja jest dość ciężka. Przygotuj się na relatywnie częste kraszowanie strony z edytowanym dokumentem i wszystkie miłe emocje, które temu towarzyszą :-)

Podsumowując: do prostej edycji, jak masz do zrobienia jeden dokument na pół roku, poza tym masz konto na OneDrive, spoko, MS Office Online jest jak znalazł. Nie musisz nic instalować, a stworzony dokument można ściągnąć na pulpit np. w postaci PDFa i wydrukować. Tyle, że do prostej edycji nie trzeba aż tak piłować CPU i GPU w komputerze... No i prostą edycję bez problemu machniesz w jakimkolwiek pakiecie biurowym bez większego ryzyka rozjechania się elementów.

2. Wine, Playonlinux i stary MS Office.
To już lepsze rozwiązanie, uruchamiasz np. Office 2003, który moim zdaniem miał już wszystkie zajebiste ficzery późniejszych wersji, a nie miał ich niepotrzebnego szitu. Oczywisty problem, to kompatybilność z nowszymi wersjami MS Office (na przykład dox stworzony w MSO 2016 - w wersji 2003 nie otworzysz).
Zatem znowu dupa zbita, nie rozwiązujesz w ten sposób problemu kompatybilności plików docx z pakietem biurowym.
Gdyby nie to, byłoby to prawie idealne rozwiązanie dla fanboyów pakietu MS i wszystkich innych, którzy boją się open source.
Kolejny problem, to moc maszyny, na której pracujesz. Wszelkie emulatory (Wine, playonlinux) wpierdzielają zasoby, aż miło. Ja wybrałem linuxa jako główny OS, bo nawet Mint 18.2 (najnowszy w tej chwili) spokojnie chodzi na kompie, na którym były problemy z Windą XP. Inaczej: mam stare kompy, niezbyt szybkie, z dość słabymi prockami i ubogim RAMem.  Może bym i odpalił MS Office 2003 przez playonlinux, tylko czy z racji zasobożerności byłbym w stanie ich używać?

Już wiecie, dlaczego w tytule są "rozwiązania pośrednie"?

Chociaż kusiło mnie, by napisać "rozwiązania z dupy" :-)

piątek, 27 października 2017

Linux w biurze - bolesna przesiadka

Jaki pakiet programów biurowych króluje na desktopach z Windą?
MS Office
Czemu? Bo jest dobry. Chciałbym powiedzieć, że najlepszy, ale nie mogę o sobie powiedzieć, że aż taki ze mnie pałer juzer, żeby wykorzystać wszystkie jego ficzery.


Tak, wiem, że makropolecenia, szablony i zaawansowana edycja to już wyższa szkoła jazdy i to mi wychodzi. Ale to jeszcze nie poziom POWER USERa.

A jaki office w Linuxie?

No cóż, zanim odpowiem, powiem wprost, że przesiadka jest bolesna.
Urzekła mnie twoja moja historia...
Więc ze mną i przesiadką na opensourcowe pakiety biurowe było tak, że jakieś 15 lat tworzyłem i edytowałem doxy w pakiecie majkrosoftu. Od prostych dokumencików na jedną - dwie stronki, bez grafiki, punktorów, tabel, ot notatka, do kilkudziesięciostronicowych behemotów worda naszpikowanych tabelami, wydziwianym formatowaniem od góry do dołu strony i od prawej do lewej na każdej stronie, z setkami ciężkich grafik, obiektów i innego szitu.

MS Office uncompatible.
Tak, jak znajdziecie jakiegoś OpenOffice, LibreOffice, Gdocs czy inne pakiety, wszystkie chwalą się, że są w pełni kompatybilne z plikami doc i docx (ja ich używam najwięcej, więc na nich się skupię).
Otóż pozwolę sobie wetknąć swoją opinię, jako testera tychże:
CHUJA PRAWDA

Tak, cienki dokumencik na jedną stronkę otworzy i raczej nic nie poprzestawia.
Ale otwórzcie taki >10 stron, z grafikami w nagłówkach, stopce, treści i tabelami (są templatki dokumentów w całości zbudowane na tabelach), oraz obiektami (pola tekstowe, strzałki, kółka i inne badziewie). Tak, OpenOffice go otworzy. Ale zobaczycie zupełnie coś innego, niż było w MS Office. Wszystko rozpierdolone. Grafiki nie na swoich miejscach, z popierdolonym otaczaniem tekstem, pola tekstowe poobcinane, tabele to osobny rozdział i myślę, że z uwagi na wyczerpany limit przekleństw na 1 artykuł daruję sobie dalszy komentarz w ich sprawie.

No nie do końca jest tak źle (?)
Prawdę powiedziawszy da się przeżyć. Jeśli każdego doxa budujecie od zera, to spokojnie przeżyjecie. Ja nie mam tylę szczęścia i każdy nowy dox jest w jakiejś cześci hybrydą wypracowanych wcześniej plików.
Finalnie mi też udało się przesiąść na opensourceowy Libreoffice i żyję, mimo miesięcy edycyjnego bólu.
Ba, nawet niektóre ficzery ma lepsze, niż MS Office, ale o tym w przyszłości.
na razie finito, zostawiam Was ze słowem do przemyślenia.