niedziela, 29 października 2017

Linux w biurze - rozwiązania pośrednie

Poprzednio pisałem, jaki ból może sprawić porzucenie MS Office na rzecz dajmy na to Libreoffice.

Są pewne opcje pośrednie, jeśli ktoś bardzo bardzo bardzo jest przyzwyczajony do MS Office.

1. MS Office Online.
Działa w przeglądarce, więc temat wydawałoby się rozwiązany.
Tak i nie.
Tak, bo rzeczywiście mamy produkt Microsoftu, w dodatku za darmo i bez instalacji, można go zintegrować z dropboxem, z chmurą MS-a (zapomniałem teraz nazwy), a podobno nawet z Gdrive (Chociaż G i MS na prawdę się nie lubią i nie wiem, na ile taka integracja jest w praktyce możliwa).

Nie, ponieważ:
1.1. Działa mega ociężale. Nie wiem, czy mam tak słabe kompy, ale generalnie jest to rozwiązanie dla cierpliwych, którzy lubią czekać, aż dokument i jego aplikacja zareagują na polecenia z myszki.
1.2. Zaawansowane ficzery edycji - nie działają. Zatem zrobisz w MS Office Online tylko prostsze doxy. Jak chcesz odblokować zajebiste ficzery, płać subskrypcję (a i tak nie wszystkie będą działać w porównaniu z wersją desktopową). Nie zrobisz na przykład znaku wodnego, nie zedytujesz kolorowania komórki w tabeli (istniejące wyświetli, ale go nie zmienisz). A to dość podstawowe funkcje. Co gorzej, makropolecenia nie chodzą, nie wiem, jak szablony, bo najzwyczajniej przy testowaniu straciłem cierpliwość.
1.3. I tak się doxy rozjeżdżają. IMO jest to ogólny problem kompatybilności MS Office 2016 i poprzednich wersji tego pakietu (o wersji 2003 juz nawet nie wspominam, ale babole nawet są pomiędzy wersjami 2013-2016!). Wersja webowa tylko uwypukla problemy, które tak, czy inaczej istnieją.
1.4. Sama aplikacja jest dość ciężka. Przygotuj się na relatywnie częste kraszowanie strony z edytowanym dokumentem i wszystkie miłe emocje, które temu towarzyszą :-)

Podsumowując: do prostej edycji, jak masz do zrobienia jeden dokument na pół roku, poza tym masz konto na OneDrive, spoko, MS Office Online jest jak znalazł. Nie musisz nic instalować, a stworzony dokument można ściągnąć na pulpit np. w postaci PDFa i wydrukować. Tyle, że do prostej edycji nie trzeba aż tak piłować CPU i GPU w komputerze... No i prostą edycję bez problemu machniesz w jakimkolwiek pakiecie biurowym bez większego ryzyka rozjechania się elementów.

2. Wine, Playonlinux i stary MS Office.
To już lepsze rozwiązanie, uruchamiasz np. Office 2003, który moim zdaniem miał już wszystkie zajebiste ficzery późniejszych wersji, a nie miał ich niepotrzebnego szitu. Oczywisty problem, to kompatybilność z nowszymi wersjami MS Office (na przykład dox stworzony w MSO 2016 - w wersji 2003 nie otworzysz).
Zatem znowu dupa zbita, nie rozwiązujesz w ten sposób problemu kompatybilności plików docx z pakietem biurowym.
Gdyby nie to, byłoby to prawie idealne rozwiązanie dla fanboyów pakietu MS i wszystkich innych, którzy boją się open source.
Kolejny problem, to moc maszyny, na której pracujesz. Wszelkie emulatory (Wine, playonlinux) wpierdzielają zasoby, aż miło. Ja wybrałem linuxa jako główny OS, bo nawet Mint 18.2 (najnowszy w tej chwili) spokojnie chodzi na kompie, na którym były problemy z Windą XP. Inaczej: mam stare kompy, niezbyt szybkie, z dość słabymi prockami i ubogim RAMem.  Może bym i odpalił MS Office 2003 przez playonlinux, tylko czy z racji zasobożerności byłbym w stanie ich używać?

Już wiecie, dlaczego w tytule są "rozwiązania pośrednie"?

Chociaż kusiło mnie, by napisać "rozwiązania z dupy" :-)