piątek, 27 października 2017

Linux w biurze - bolesna przesiadka

Jaki pakiet programów biurowych króluje na desktopach z Windą?
MS Office
Czemu? Bo jest dobry. Chciałbym powiedzieć, że najlepszy, ale nie mogę o sobie powiedzieć, że aż taki ze mnie pałer juzer, żeby wykorzystać wszystkie jego ficzery.


Tak, wiem, że makropolecenia, szablony i zaawansowana edycja to już wyższa szkoła jazdy i to mi wychodzi. Ale to jeszcze nie poziom POWER USERa.

A jaki office w Linuxie?

No cóż, zanim odpowiem, powiem wprost, że przesiadka jest bolesna.
Urzekła mnie twoja moja historia...
Więc ze mną i przesiadką na opensourcowe pakiety biurowe było tak, że jakieś 15 lat tworzyłem i edytowałem doxy w pakiecie majkrosoftu. Od prostych dokumencików na jedną - dwie stronki, bez grafiki, punktorów, tabel, ot notatka, do kilkudziesięciostronicowych behemotów worda naszpikowanych tabelami, wydziwianym formatowaniem od góry do dołu strony i od prawej do lewej na każdej stronie, z setkami ciężkich grafik, obiektów i innego szitu.

MS Office uncompatible.
Tak, jak znajdziecie jakiegoś OpenOffice, LibreOffice, Gdocs czy inne pakiety, wszystkie chwalą się, że są w pełni kompatybilne z plikami doc i docx (ja ich używam najwięcej, więc na nich się skupię).
Otóż pozwolę sobie wetknąć swoją opinię, jako testera tychże:
CHUJA PRAWDA

Tak, cienki dokumencik na jedną stronkę otworzy i raczej nic nie poprzestawia.
Ale otwórzcie taki >10 stron, z grafikami w nagłówkach, stopce, treści i tabelami (są templatki dokumentów w całości zbudowane na tabelach), oraz obiektami (pola tekstowe, strzałki, kółka i inne badziewie). Tak, OpenOffice go otworzy. Ale zobaczycie zupełnie coś innego, niż było w MS Office. Wszystko rozpierdolone. Grafiki nie na swoich miejscach, z popierdolonym otaczaniem tekstem, pola tekstowe poobcinane, tabele to osobny rozdział i myślę, że z uwagi na wyczerpany limit przekleństw na 1 artykuł daruję sobie dalszy komentarz w ich sprawie.

No nie do końca jest tak źle (?)
Prawdę powiedziawszy da się przeżyć. Jeśli każdego doxa budujecie od zera, to spokojnie przeżyjecie. Ja nie mam tylę szczęścia i każdy nowy dox jest w jakiejś cześci hybrydą wypracowanych wcześniej plików.
Finalnie mi też udało się przesiąść na opensourceowy Libreoffice i żyję, mimo miesięcy edycyjnego bólu.
Ba, nawet niektóre ficzery ma lepsze, niż MS Office, ale o tym w przyszłości.
na razie finito, zostawiam Was ze słowem do przemyślenia.